Na dobry początek: podkład muzyczny pod całość:
CocoRosie - Gallows
W miarę możliwości oczywiście, nuta nadaje trochę sensu.
Proszę o wyrozumiałość, i przymknięcie oka na błędy, jakoś nie miałam jeszcze okazji by je poprawić.
LOT.
Obudził mnie podmuch lekkiego, chłodnego wiatru. Powoli zaczęłam otwierać oczy, po czym gwałtownie je zamknęłam, rażona przez promienie słońca. Przekręciłam się na bok i uchylając prawe oko zerknęłam na cyforwy zegarek stojący na szafce nocnej. Wskazywał 8:47. Zrzucając z siebie świeżo wykrochmaloną pościel, postawiłam bose stopy na jasnych panelach, następnie wciskając je w puchate klapki. Rozejrzałam się po pokoju : na białym dywaniku leżał mój kot : Nevilla. Jasno ruda kocica rozciągała się przez całą jego szerokość, patrząc się na mnie swoimi ślicznymi, zielonymi oczami. Na biurku stało świeże kakao, obok włączony stał mój nowy netbook, w kolorze pudrowym, kupiony mi przez mamę zeszłego tygodnia. Na półkach leżały stosy katalogów moich ulubionych sklepów, z kartkami rozwiewanymi przez wiatr. Wymijając kota podeszłam do otworzonego na ościerz balkonu. Zaplątałam się w śnieżnobiałe zasłony, i delikatnie zaczęłam rozgarniać je rękoma, aż znalazłam się na zewnątrz. Po ogrodzie przechadzała się mama, ścinając herbaciane róże. Pomachałam jej i delikatnie się uśmiechnęłam. Odwzajemniła gest. Poranek był dość ciepły. Słońce cudownie podkreślało zielone korony drzew. Obkręciłam się dookoła własnej osi, wiatr wił mi sie między nogami, lekko unosząc koszulę nocną. Odetchnęłam głęboko świeżym powietrzem, i wróciłam do środka.
Na szafce, obok zegarka, zawibrował telefon. Podbiegłam, i zaczęłąm odczytywać esemesa. Nadawca " Oskar . " Treść : " Nie chcę już nikogo tracić. To za bardzo boli. "
W tym samym momencie do oczu powoli napłynęły łzy. Zdawało wam się, że jestem szczęśliwa? Nic bardziej mylnego. Każdy z nas ma sekrety. Mniejsze, większe, ale mamy. Jaki jest mój? Od kilku lat udaję, że wszystko jest pięknie, cudownie. Sprawiam pozory zwyczajnej 18-nasto latki, zakochanej w świecie, przyrodzie. Prawda jest taka, że mój jedyny przyjaciel mieszka 300 km. od mojej miejscowości. W okolicy nie mam nikogo. Moje kontakty z mamą ograniczają się do porannego "Dzień Dobry" i wieczornego "Dobranoc". Po tym, jak 3,5 roku temu spowodowała wypadek, w którym zginął mój ojciec, pozostaje zamknięta w sobie, a całe dnie spędza w swoim pokoju pisząc coraz to lepsze książki. Tak - jest pisarką, i to całkiem dobrą, jak na nasz kraj. Biblioteczkę w salonie wypełniały jej bestsellery, czasami tomiki poezji. Ale co z tego, że mama zarabia tysiące na książkach, że mam pieniądze na wszystko, czego zapragnę. Zawsze miałam najlepsze ubrania, komputery. Ale pieniądze nie zastąpią mi jej miłości, obecności. Nigdy nie będzie już tak, jak wcześniej - gdy żył tata. Szczęśliwa rodzina, spędzająca razem każdą wolną chwilę, kochająca morze i piątkowe gry w Scrabble. Później powoli wszystko zaczęło się wykruszać. W naszej idelnie ułożonej układance powoli zaczęły odpadać puzzle...
W sumie inaczej powinnam zacząć to moje całe bazgrolenie :
Nazywam się Eunika, mam 18 lat, i chcę opisać ostatni dzień mojego życia.
Lodowate palce powoli zaczęły sunąć się po ekranie telefonu:
"Jestem ostatnia. Do innych się nie przywiązuj. Nie będziesz więcej cierpiał." Wysłałam. Sama nie wiem czemu postatnowiłam to zrobić. Czemu chcę przestać żyć. Śmierć wydaję mi się idealnym uwieńczeniem mojej egzystencji. Zawsze ciekawiło mnie to uczucie - totalna wolność. Wyobraź sobie swoją duszę, jako ptaka. Jest wolny, lata ponad łąkami, i nic nie musi. Zupełnie nic. Nikogo nie interesuje, nikt nawet o nim nie myśli. Chcę być takim ptakiem. Chcę umrzeć i nic nie musieć.
Otworzyłam szafę, i wyciągnęłam z niej delikatnie różową sukienkę razem z bielizną. Skierowałam się w stronę łazienki. Do wanny napuściłam ciepłej wody, zapaliłam kadzidełko, kilka świeczek. Lampka czerwonego, pólwytrawnego wina stała na wannie od wczorajszego wieczoru. Rozebrałam się do naga i zaczęłam powoli zanużać stopy, biodra, ramiona... Skóra powoli zaczęła się czerwienić pod wpływem ciepła. Ukojenie - tak można to nazwać. Wyprostowałam się, i wzięłam w rękę wino. Zanurzyłam w nim wargi, delektowałam się smakiem. Senne jeszcze powieki powoli opadały, po czym siłą je otwierałam. Woda robiła się coraz chłodniejsza, słońce powoli wschodziło coraz wyżej. Wynurzyłam się i owinęłam swoje ciało ręcznikiem. Wycisnęłam na rękę sporą część balsamu, powoli wcierając go w piersi, brzuch i ramiona. Naciągnęłam na ciało sukienkę, uczesałam proste, kruczo czarne włosy, nałożyłam perfekcyjny makijaż, pociągnęłam usta malinową pomadką. Codzienne, zwyczajne czynności, pomimo tego, że dzień do zywkłych nie należał. Otworzyłam drzwi, i przechodząc przez swój pokój na korytarz, delikatnie, cichymi krokami zbiegłam na dół.
Salon wyłożony był marmurowymi płytkami, ściany koloru kawy z mlekiem doskonale zgrywały się z sofą i fotelami. Na szklanej ławie, w wazonie, stały już herbaciane róże. W powietrzu unosił się zapach wanilli z cynamonem. Zerknęłam w górę, na drzwi od pokoju mamy - były zamknięte - oznacza to bowiem, że albo mama śpi, albo właśnie dopracowywuje kolejną pracę. Podeszłam do sofy i usiadłam na niej, biorąc co ręki złotą, ozdobną poduszkę. Wtuliłam się w nią, wyczułam moje stare perfumy. Chwyciłam pilota od wieży, i włączyłam moją ukochaną płytę Janis Joplin z roku 1969. i z głośników można było usłyszeć jej cudowne Tell Mama. Rozpływam się przy jej muzyce. Poduszkę odłożyłam na bok, muzykę ściszyłam. Wróciłam do pokoju. Na drzwiach wisiała mała torebka - szara z czarną obszywką. Wrzuciłam do niej telefon, przy okazji sprawdzając skrzynkę odbiorczą - pusta. Na biurku znalazłam sto złoty i zapalniczkę. Schowałam je razem z telefonem i po raz ostatni spojrzałam się na mój idealny pokój - z kolorem jasnego nieba na ścianach.
Właśnie taksówka zatrzymała się przy mojej ukochanej rzece. Nieopodal stąd był kiosk. Gdy byłam mniejsza zawsze kupowałam tam bańki mydlane i przychodziłam puszczać je na most. Z czasem bańki zmieniły się w papierosy. Lekkim krokiem powędrowałam w jego stronę. " L&M'y Light i bańki mydlane." Kupiłam co chciałam, zawróciłam ku rzece. Weszłam na niewielki mostek - prąd rzeki wywoływał gwałtowny wiatr. No jakiej wysokości mogę się znajdować? 5 metrów? Dodać głębokość rzeki... 7 metrów. Czy tyle wystarczy, by odebrać sobie życie? Czy silny prąd rzeki potrafi mnie uwolnić? Z torebki wyjęłam papierosy, paliłam jednego po drugim. Dym rozpływał mi się w płucach, za chwilę powracając do ust, i wydostając się na powietrze w postaci kóleczek. Na telefonie wystukałam krótkie "Obserwuj Ptaki" wysyłając do Oskara. Torebkę rzuciłam na równy asfalt. Zawartość rozsypała się po ulicy, bańki wpadły wprost do rzeki. Delikatny uśmiech zagościł na mojej twarzy. Będę wolna. Będę was odwiedzać. Kochajcie mnie. Nie nienawidźcie. Liczy się nasze wspólne dobro. Postawiłam nogi na barierce i przeskoczyłam na drugą stronę. Wystarczy jeden krok. Rozejrzałam się dookoła - było pusto. " Kochajcie mnie" - krzyknęłam z całych sił, i puściłam się barierki. Później był już tylko upadek.
Nazywam się Eunika, wspominałam? Tak właśnie stałam się ptakiem.
Offline