Ogłoszenie

Prace nad zmianą domeny ruszyły.

Cytat na Grudzień

Pisanie nie polega jedynie na wyrażaniu myśli, to także głęboka zaduma nad wymową każdego słowa. - Paulo Coelho, "Czarownica z Portobello"

#1 2010-01-21 13:55:35

Aire

http://www.przemo.org/phpBB2/forum/files/moderator_505.png

11186258
Skąd: ok. Krakowa
Zarejestrowany: 2009-06-02
Posty: 530
Punktów :   
WWW

Wyzwanie nr. 10 Akejszon vs. Czarlajna

Praca nr. 1
Daniel czuł pod plecami twarde deski parkietu, coś wbijało się w jego bok. To chyba noga roztrzaskanego krzesła. Wciągnął powietrze przez usta. Coś mu zabulgotało w klatce piersiowej, a na ustach pojawiły się czerwone bąbelki. Chciał powiedzieć coś brzydkiego, ale wydał z siebie tylko chrapliwy jęk.
Szafa grająca radośnie wypuszczała z głośników skoczną melodię, która dudniąco rozbrzmiewała w zdemolowanej knajpie. Tekst piosenki opowiadającej o biednym chłopcu zdradzonym przez dziewczynę doprowadzał Daniela do szału. TereFere, jaki pojeb, pomyślał. Zdychasz na zarzyganej podłodze, a martwi cię jakiś frajer z pieprzonej piosenki.
Jeszcze nie tak dawno temu Daniel siedział sobie i popijał piwo, a później wszystko się spieprzyło. Przyszedł ten koleś, ten od Zerowców, i rozniósł Dazed and Confused. No, a tak przy okazji załatwił Daniela. Bo Daniel nie miał złudzeń, wiedział, że jest już martwy.
Wszystko się zaczęło od tego, że w dzielnicy pojawili się Zerowcy. Kropnęli kilku Parnych, a szef kazał w odwecie kropnąć kilku Zerowców. Później była już tylko pieprzona rzeź. Daniel zamknął oczy, gdy przypomniał sobie, co zostało z kilku z jego przyjaciół. Po bitce w magazynie w dokach zostało tyle trupów, że trudno było odróżnić swoich. Okruszka rozpoznał dopiero po obrączce. Z głowy została ma kupa gówna. A Okruszka znał od dzieciństwa, to z Okruszkiem zaciągnął się do Parnych. Daniel stał w tym magazynie nad zmielonym mięsem, które było kiedyś Okruszkiem i płakał. A później się wkurwił.
Przy kolejnym oddechu Daniel się zakrztusił, czego zaraz pożałował. Wstrząs poraził całe jego ciało bólem. Podejrzewał, że któreś złamane żebro przebiło mu płuco, bo przy każdym oddechu coś niepokojąco świszczało. Ale Daniel wolał o tym nie myśleć. Wolał też nie myśleć o zmiażdżonym ramieniu i o nowym stawie w nodze. Jak to możliwe, że nie wrzeszczę z bólu?, zastanowił się. Przecież to, do chuja, niemożliwe. Był nachlany, ale przecież nie aż, TereFere, tak żeby nie czuć bólu. Spróbował się podnieść z podłogi, ale zaraz opadł z powrotem na deski. Łudziłem się tylko, jednak czuję ból. Daniel wcale się z tego nie ucieszył. Ale to znaczy, że jeszcze żyję. Chwycił się tej myśli. Ale już niedługo. Ten frajerski wokalista zawył w tamtej chwili wyjątkowo rozpaczliwie.
Wrócił myślami do przeszłości. Gdzie popełnił błąd, że teraz zdychał taką parszywą śmiercią? Wtedy, kiedy poszedł rozwalić szefów Zerowców? Nie… Dużo wcześniej. To wtedy, kiedy w ogóle przyłączył się do Parnych. Albo nawet wtedy, kiedy po raz pierwszy skatował chłopaczka w zaułku. To dopiero była zabawa, uśmiechnął się do wspomnień. I to przez to wszystko zasłużył sobie na powolną śmierć w śmierdzącym klubie mając za towarzystwo wyjątkowo wkurwiającą szafę grającą?
W pewnej chwili doszło do niego, że nie zobaczy już Loli, jedynej dobrej rzeczy w jego życiu. Dla niej warto byłoby dalej żyć. Miał kiedyś taki moment, zaraz po tym jak Lola się urodziła, kiedy myślał o zostawieniu całego tego gówna, Parnych i ich interesów. Myśl o Loli zmotywowała go do następnej próby podniesienia się. Tym razem udało mu się podnieść na kolana, charcząc z bólu. Zebrało mu się na mdłości, kiedy nieszczęśliwie uraził złamaną nogę. Jęknął i walnął twarzą o podłogę. Sam tego chciałeś. Trzeba było leżeć i nie narzekać. Leżał chwilę, tylko ciężko oddychając. Usłyszał szmer tego, jak szafa grająca zmieniała płytę. Po chwili z głośników odezwał się kojący blues. Tym razem koleś też śpiewał o nieszczęśliwej miłości, ale ten wokalista nie był pedalski. Miał fajny zachrypnięty głos.
Coś zakłuło Daniela w klatce piersiowej. Spróbował zwinąć się w kłębek, ale tylko uraził rany. Pod żebrami przebiegło uderzenie bólu. Daniel krzyknął i się zakrztusił. Poczuł jak po twarzy spływają mu łzy. O TereFere… TereFere, TereFere, TereFere, kurwakurwakurwakurwa. Daniel pomyślał, że chyba już umiera. Czasami, widząc śmierć swoich kumpli, zdarzało mu się zastanowić, co na nich czeka. Ale jeśli coś czeka na Daniela, to na pewno nic dobrego. Wiedział, że nawet gdyby żałował, byłoby już za późno. Ale on, do cholery, niczego nie żałował! Bił się, katował, strzelał, wymuszał i robił inne rzeczy, za które już dawno powinien siedzieć za kratkami, ale niczego nie żałował. A teraz już też niczego nie chciał. Wstrząsany bólem raz po raz pragnął tylko, żeby ten ustał.
Spod kojącego głosu wokalisty przebił się odgłos kroków. Wreszcie, pomyślał Daniel. Niech ktoś, TereFere, to skończy. Nie widział twarzy gościa. Mógł się tylko przyjrzeć jego kowbojskim butom. Facet zatrzymał się nad nim, przyglądając się jego rozpaczliwej sytuacji, a Daniel nie wiedział nawet czy to swój, czy wróg. Teraz jednak nie miało to żadnego znaczenia. Poruszył ustami, chcąc coś powiedzieć. Tamten kucnął, by lepiej słyszeć Daniela.
- Zabij mnie delikatnie.

Praca nr. 2
***
    Gdybyśmy żyli kilka wieków wstecz, może nie dziwiłby mnie fakt, że morderstwa można dokonać w taki sposób. W każdym razie, kiedy w gazecie pojawia się nurtujący nagłówek "ciało osuszone z krwi" człowiek zaczyna szukać w technice odpowiedniego wyjaśnienia. To znaczy... Człowiek dorosły, myślący tak, jak nakazuje duch epoki. Dzieci i upośledzeni na umyśle (jeżeli myślą) mają przed oczami obraz faceta w czarnej pelerynie, o czerwonym podszyciu, z wysokim kołnierzem. Długie, ostre, zwykle śnieżnobiałe kły ociekają krwią. Demon - mówią, a w myśli kotłuje się "wampir".
Dlaczego technika samą swoją egzystencją zabija pradawnych morderców? Nikt już w nich nie wierzy i wpisuje na karty literatury fantasy, podczas gdy dawne science fiction staje się dzisiejszą literaturą faktu? A Święty Mikołaj? Czemu żaden dorosły nie powie swojemu dziecku, że ten stary brodacz nie istnieje? Dorosły zaprzeczy każdej fantazji, poza tą jedną. Wbije malcowi też istnienie boga - jakiegokolwiek, ale jednak boga, tym samym chcąc wskazać pociesze jego wyższość nad istotami mroku. I nie ważne, że wampir, czarnoksiężnik czy inny hobbit zostanie przedstawiony jako postać pozytywna. Oni wszyscy są źli. Nawet jeśli hobbit tylko kradnie kapustę z pola, nawet gdy czarnoksiężnik ratuje wioskę od zagłady, nawet gdy wampir rezygnuje z zabicia ofiary.
Załóżmy, że każda z tych postaci jest autentyczna. Po świecie krążą wampiry, Śródziemie istnieje tam, gdzie nie sięga ludzki wzrok, a przejścia na Peron strzeże coś niezwykłego. Londyn nabiera mistycyzmu, kiedy w świetle ulicznych latarni biegną przechodnie, mijając się z pozornie podobnymi im istotami. Zarówno wampir, jak i mag na pierwszy rzut oka nie wyróżnia się z tłumu. W końcu po świecie chodzi wielu ekscentryków. Jeden ma na głowie skarpetę, drugi nosi szlafrok zamiast płaszcza - może to kloszard, myśli jeden z drugim. A może... Może to czarodziej, który cholernie nie lubi płaszczy? Zaś skarpety o wiele lepiej pasują mu na głowę niż stopy?
Co z wampirami? Te istoty przecież zwykle ubierają się normalnie. No, może nieco większą uwagę przykładają do tego, by ich ubiór zlewał się z nocą. Symbolizował śmierć, podkreślając ją nutą czerwieni, roztaczając aurę chłodu... Wampirowi nie zależy na mieszaniu się z tłumem. Wszystko, co musi zrobić, to zwabić ofiarę. Przyciągnięcie jej ku sobie, ale to przecież banał. Wampir - nie mieszając się z tłumem - wyróżnia się. Jest piękny, pociągający, więc ludzie do niego lgną. Kierowani nie tyle czystą ciekawością, co intrygującym uczuciem lekkiego przerażenia, które delikatnie łechta zmysły.
A teraz wyobraź sobie, że siedzisz pochylona nad kawałkiem papieru i piszesz te słowa czarnym tuszem. Pomieszczenie jest pogrążone w półmroku, więc nos prawie styka się z powierzchnią kartki. Twój wzrok jest słaby, nieprzystosowany do widzenia w ciemnościach, a umysł wciąż i wciąż wysyła ci niepokojący komunikat. Wtedy gdzieś za twoimi plecami rozlega się świst, na karku czujesz chłodny powiew nocnego powietrza, słyszysz zamykające się z trzaskiem okienne skrzydła. Pospiesznie zgniatasz kartkę papieru, chowasz ją do kieszeni obszernej bluzy i podrywasz się z krzesła.
Widzisz już to wszystko? Czujesz mój strach? Wiem, że nie. Jesteś człowiekiem, tak jak i ja. Ale... On czuje. I napawa się nim. Uśmiecha się i jak zwykle podchodzi do mnie, a gdy dzieli nas niecałe pół metra wyciąga dłoń, by dotknąć mojego policzka. Zaciskam mocno powieki, szykując się na codzienny rytuał. Pardon, rytuał powtarzający się nie co dzień, a co wieczór, choć z mojego punktu widzenia trudno przyjąć nazwę "rytuał" do wiadomości. Nie, kiedy staje się ofiarą, ale nie taką, składaną zupełnie dobrowolnie. Zawsze jest jakiś haczyk. Ofiara nie może być w stu procentach dobrowolna. Nie kieruje się nieprzymuszoną wolą, a raczej chęcią przetrwania. Swojego własnego przetrwania, lub kogoś bliskiego. W moim przypadku silniejszym odczuciem był czysty egoizm.
***
"Killin' me softly with his song tellin' my whole life, killin' me softly with his words..."
Zabijał powoli, delikatnie. Składał jeden śmiertelny pocałunek na drugim. Tam, nad obojczykiem. Potem szeptał do ucha słowa, których nie chciałam, nie mogłam słuchać! Jego szept, tak zdradliwy i słodki zarazem, sprawiający, że całe życie przeskakuje kadr po kadrze. A potem, kiedy umysł jest na granicy dwóch światów, serce spowalnia niebezpiecznie swój bieg, a ciało staje się bezwładne zimne usta odrywają się od rany na szyi. Ciało ląduje miękko na szezlongu, próbuje zapanować nad gęstniejącym uczuciem ciężkości, nie dopuścić powiek do zamknięcia, ale... jest zbyt słabe. Czerni przybywa, na krawędzi wzroku pojawiają się ramy jak w efekcie winietowania, ciągną ku źrenicy i kiedy są tuż, tuż... Inna czerń zaczyna zasłaniać sufit, paradoksalnie jaśniejsza, choć te tęczówki są przecież tak nieprzeniknione jak nieznane są czeluści Tartaru.
Jego cudownie blada, idealnie piękna twarz zbliża się ku mnie, odganiając gęstniejący mrok w moich oczach. Usta znów rozchylają się lekko, wciąż ociekają krwią, ale dopiero gdy stykają się z moimi zdaję sobie sprawę, że to nie moja krew. "Nie odchodź jeszcze", wszeptuje wprost w moje usta i składa na nich pocałunek, dbając by kilka kropli krwi przepłynęło przez moje gardło.
Wreszcie siada tuż obok, wyprostowany, odwrócony do mnie plecami. Czeka, aż mój oddech wróci do normy. Musi mieć pewność, że jutro będzie miał po co wrócić. Może wreszcie zabierze mnie ze sobą, skończy tę całą szopkę.
Serce zaczyna wybijać swój zwykły rytm, nie goni już i nie zwalnia. Brnie na przód tak jak powinno. Ustami łapczywie chwytam powietrze, które w tej jednej chwili wydaje się najbardziej stałą rzeczą na świecie. Powieki zaciskam mocno, nie chcę jeszcze na nic patrzeć, w obawie, że ku źrenicom znów napłynie mrok, jednak gdy jego oddech opada mi na szyję, oczy rozwierają się szeroko. Jeszcze nie skończyłem, mówi jego uśmiech, a moje ciało momentalnie sztywnieje.
- Smith...? - odzywam się, ale z ust wydostaje się tylko powietrze. Głos odmówił posłuszeństwa sterowany strachem. To przecież nie boli!, wmawiam sobie, ale umysł nie chce mnie słuchać. Rozpaczliwie próbuje wyrwać ciało spod jego unieruchamiającego spojrzenia.
"Strummin' my pain with his fingers, singin' my life with his words..."
Teraz wyobraź sobie jak brzmi śpiew krwi. Masz już? Słyszysz jej szum? A serce? Czy słyszysz jego bicie? Słuchaj uważnie. Nie, nie przykładaj dłoni do piersi! Masz usłyszeć, nie poczuć. Więc jeszcze raz. Wyłącz muzykę, wyciągnij słuchawki z uszu i spróbuj dosłyszeć szmer.
Nic nie słyszysz? Ani jednego uderzenia? Ja też nie. Rozejrzyj się teraz po pokoju. Już? Dobrze. Przypomnij sobie co było wczoraj i nie chodzi o dzień tygodnia. Ten wieczór, kiedy żegnał cię pod drzwiami i delikatnie wysysał z ciebie życie. Słowem. Pocałunkiem. Krwią. Zabijał cię. Mordował z zimną krwią, jak to się często określa, ale to przecież nie tak.
Dopadł i mnie. Wyśpiewał moją śmierć przy akompaniamencie płynącej krwi. I już nie muszę z przestrachem spoglądać przez ramię, oczekiwać gościa na okiennym parapecie. Moje mieszkanie stoi puste, uznałam, że są lepsze miejsca na świecie. A kiedy świat nie zamyka się tylko na jednym małym mieście, kiedy jeden zapach miesza się z drugim, gdy cudza krew śpiewa tak głośno, a inna tylko cichutko szepce - świat nocy rozpościera swe skrzydła i ze świstem rozdziera powietrze.
Obijam się miękko, wzlatuję wysoko, zabijam szeptem, prześpiewuję żywoty, delikatnie, niemal czule...


_______
No, to głosowac xD


Living in a house of cards,
Waiting for it all to fall.

Offline

 

#2 2010-01-24 11:00:27

Monima

http://www.przemo.org/phpBB2/forum/files/user_176.gif

11450970
Skąd: Ciechanów
Zarejestrowany: 2009-10-10
Posty: 56
Punktów :   
WWW

Re: Wyzwanie nr. 10 Akejszon vs. Czarlajna

Pomysł - 4
Praca 1 - 1
Praca 2 - 3
Styl – 3
Praca 1 - 1
Praca 2 - 2
Poprawność - 4
Praca 1 - 2
Praca 2 - 2
Realizacja tematu - 4
Praca 1 - 2
Praca 2 - 2
Ogólne wrażenie - 5
Praca 1 - 2
Praca 2 - 3
Łącznie 20 punktów.
Praca 1 - 8
Praca 2 – 12

Postanowiłam ruszyć odwłok i ocenić.

Szczerze mówiąc to chyba się domyślam czyja praca jeat czyja, ale nie oceniałam według tego (żeby nie było wątpliwości).


Nie wolno się bać, strach zabija duszę. Strach to mała śmierć, a wielkie unicestwienie.
Stawię mu czoło. Niech przejdzie po mnie i przeze mnie.
A kiedy przejdzie, odwrócę oko swej jaźni na jego drogę. Którędy przeszedł strach, tam nie ma nic.
Jestem tylko ja.

Offline

 

#3 2010-01-25 22:32:27

Justify

http://www.przemo.org/phpBB2/forum/files/user_176.gif

4053185
Call me!
Zarejestrowany: 2009-05-25
Posty: 244
Punktów :   
WWW

Re: Wyzwanie nr. 10 Akejszon vs. Czarlajna

Pomysł - 4
Praca 1 - 2
Praca 2 - 2
Styl – 3
Praca 1 - 1
Praca 2 - 2
Poprawność - 4
Praca 1 - 1,5
Praca 2 - 2,5
Realizacja tematu - 4
Praca 1 - 1
Praca 2 - 3
Ogólne wrażenie - 5
Praca 1 - 2
Praca 2 - 3
Łącznie 20 punktów.
Praca 1 - 7,5
Praca 2 - 12,5

Praca pierwsza jest troszkę chaotyczna, praca druga ładnie poukładana. W tej drugiej zawarte jest więcej przymiotników, opisów otaczającego świata. Mimo tego, że praca ta jest na temat wampirów, czyli temat oklepany przez wszystkich dookoła, to napisane jest to na sposób inny niż reszta prac o tej tematyce. Praca pierwsza jest bardziej oryginalna, nie każdy pisze o gangach, jednak temat w tym utworze nie został wyczerpany. Obie prace są świetne, jednak bardziej skłaniam się ku drugiej, głównie dzięki bogatym opisom, które wręcz kocham.

[No, a teraz znowu znikam na pół roku xD]


"Now dance, fucker, dance
Man, he never had a chance
And no one even knew
It was really only you..."

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
GotLink.plgrzejniki wrocław torby papierowe do cateringu noclegi w Kołobrzegu