Ogłoszenie

Prace nad zmianą domeny ruszyły.

Cytat na Grudzień

Pisanie nie polega jedynie na wyrażaniu myśli, to także głęboka zaduma nad wymową każdego słowa. - Paulo Coelho, "Czarownica z Portobello"

  • Index
  •  » Nasze blogi.
  •  » Dieselpunk Stories - blog z opowiadaniami w klimacie dieselpunku

#1 2014-03-19 01:39:20

Ravnarr

http://www.przemo.org/phpBB2/forum/files/user_176.gif

Zarejestrowany: 2014-03-19
Posty: 1
Punktów :   

Dieselpunk Stories - blog z opowiadaniami w klimacie dieselpunku

Niedawno wystartowałem z blogiem zawierającym własne opowiadania w klimacie dieselpunku. To praktycznie nieznany u nas podgatunek fantastyki/science fiction/cholerawieczego, będący pochodną steampunku, który z kolei wywodzi się od cyberpunku. Pisząc te teksty, nawiguję po całkowicie nieznanych wodach. Jako, że na własnym blogu jak na razie nie spotkałem się z wieloma merytorycznymi komentarzami, postanowiłem zamieścić fragment tutaj. Jeśli komukolwiek ten tekst przypadnie do gustu, po część dalszą zapraszam na www.dieselpunkstories.blogspot.com

////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////

Jak ja nienawidzę drugich zmian w robocie. Na nic nie ma czasu. Ledwo się człowiek zwlecze z wyra i już musi lecieć, żeby ominąć największe korki. Oczywiście Wielka Autostrada Północna (to wersja oficjalna, ludzie nazywają ją Neverending Story) dalej jest w budowie, więc trzeba cisnąć przez całe Centrum 3. Potem dziesięć godzin przy taśmie, podczas których człowiek żałuje, że w ogóle się obudził, sprint do domu, kolacja i lulu. Tyle dobrego, że dziś startujemy z Angelusem. Jeśli wszystko się uda i Mike nie zawali jak ostatnio, po tych dziesięciu godzinach będę bogatszy o trzy nowiutkie, ultranowoczesne regulatory spalania. Teoretycznie powinny wystarczyć dwa, ale nie będę ryzykował kolejnego wybuchu w komorze silnika. Jeszcze tylko te trzy regulatory dzielą mnie od wyrwania się z tej wielkiej dupy, jaką jest General Automotors Industries. Ale nie ma co zapeszać, najpierw trzeba się dostać do roboty. A to nie jest takie proste, jak mieszka się dopiero w ósmym Okręgu Robotniczym.

Tak jak przewidywałem, nie było prosto. Kolejne rozbudowy i remonty, które teoretycznie mają uczynić Detroit przejezdnym miastem, zablokowały je na amen. SkyRunner, jedyna nadzieja mieszkańców, znów nie działa. Ktoś podpiżdził instalację magnetyczną i kosmiczna, opływowa kolej, którą normalnie jeżdżę do zakładu jest teraz kosmicznie nieruchoma. A to oznacza dojazd omnibusem. Czyli wolno, głośno i mało komfortowo. Można liczyć na takie atrakcje jak rzygający morfiniści, śmierdzący rozkładem Wieszcze Zagłady, uprzejmą i pomocną młodzież z łańcuchami na szyjach, nazywającą siebie dieselpunkami i wściekłe zwierzęta. Ot, rozkosze przemysłowego miasta A.D. 1895. Można zrozumieć westchnienia dziadków, tęskniących za czasami Rewolucji Parowej i cichymi, przejezdnymi ulicami. Oczywiście, jeśli pominie się detal, jakim była zawrotna cena ówczesnych automobili. Teraz prawie każdego stać na zasilany silnikiem spalinowym pojazd. Szkoda, że lordowie miast nie przewidzieli tego boomu i nie zaczęli wcześniej inwestować w infrastrukturę.

Do roboty dotarłem w zasadzie równo z syreną. I oczywiście na starcie musiałem się natknąć na Kloca. Kloc jest brygadzistą na mojej zmianie. Tak naprawdę zwie się Doug McMarthy a ksywkę zawdzięcza swej filigranowej budowie ciała, przypominającej piec hutniczy i intelektowi zbliżonemu do drewnianego klocka. I do tego jest bucem.
- Bayson! O której się do pracy przychodzi!
- Korki były. - rzuciłem, jednocześnie starając się jak najszybciej dopasować rękawice narzędziowe. Jeszcze brakowało mi, żeby Kloc gapił mi się dziś na ręce.
- Już trzeci raz w tym miesiącu się spóźniasz. Lepiej uważaj, Bayson, bo tyle dzieli cię od wylecenia z firmy na zbity pysk! -tu zrobił jakiś bliżej nieokreślony gest grubymi paluchami. "Srali-grali, dupku", pomyślałem, "dzisiaj widzisz mnie tu ostatni raz".
Po tym jak skończyłem mocować się z wielozadaniowymi rękawicami, poszedłem od razu na linię Angelusa. Faktycznie, wyglądała całkiem imponująco. Firma szarpnęła się na nowe maszyny, wielozadaniowe roboty do montażu, pościągano najlepszych pracowników ze wszystkich zakładów GAI w kraju. Na podwyższeniu stał pełnowymiarowy egzemplarz gotowego pojazdu, żebyśmy mogli sobie zobaczyć, co tak w zasadzie robimy. Fakt, niebrzydkie autko. Opływowa sylwetka, przypominająca spłaszczoną torpedę, wystające po bokach chromowane zakończenia wydechów, rysujący się za kabiną kierowcy potężny, ośmiocylindrowy silnik nadawał całości drapieżnego charakteru. Z kolei wytłaczane spoilery uzasadniały anielską nazwę wehikułu. Całość ma jakieś cztery metry długości i z dwa szerokości. Nie zazdroszczę tym, który będą chcieli zaparkować tym cackiem w centrum miasta. Z drugiej strony, ci, którzy Angelusa kupią, raczej nie będą nim wlec się po zatłoczonych ulicach. W sumie nie wiem, co z nim będą robić. Do normalnego użytkowania to on się zbytnio nie nadaje - wielka krowa z absurdalnym promieniem skrętu, niemożliwa do prowadzenia w ciasnych uliczkach. Wyścigowym pojazdem też w zasadzie nie jest - zbyt mało zabezpieczeń silnika, by był bezpieczny. Do tego przełożenie mocy jest zbyt wolne a poziom kondensacji energii kinetycznej nie pozwala na zbyt efektowne przyśpieszenia. Teoretycznie osiągi ma dobre - około 56 parokondensatorów mocy, prędkość maksymalna około 90 mil na godzinę. Ale to tylko na papierze, by przyciągnąć klientów. W umowie jest zapisane małym druczkiem, że utrzymywanie takich obrotów silnika przez dłużej niż 10 minut może skutkować eksplozją komory paliwowej a co za tym idzie, paskudną śmiercią. Ale cóż - dobra reklama i dobry wygląd robią swoje - od pierwszego przedstawienia prototypu złożono ponad tysiąc zamówień na Angelusa. Klient chce, klient dostaje.

Te rozważania nad głupotą ludzka przerwał mi Kloc, który nie bez satysfakcji opieprzył mnie za "stanie jak ten debil" i zagnał do roboty. Kolejne cztery i pół godziny spędziłem starając się w miarę uczciwie i dokładnie pracować, nie wzbudzając podejrzeń. Nawet zacząłem zbliżać się do wykonania normy, kiedy zawyła syrena pozwalająca zejść na przerwę. Olewając średnio smaczne żarcie z zakładowej stołówki, dyskretnie ruszyłem w kierunku Magazynu 32, gdzie miał na mnie czekać Mike. Odetchnąłem z ulgą, kiedy zobaczyłem go stojącego tyłem do mnie między jakimiś pojemnikami, rozglądającego się nerwowo.
- Cześć, Mike! - zawołałem wesoło, klepiąc go w plecy.
- Ja pierdolę, John, chcesz, żebym padł na zawał? - Mike podskoczył w powietrzu jednocześnie się obracając, co dało efekt bardziej zabawny, niż widowiskowy. - Już wystarczy, że narażam swoją robotę dla ciebie.
- Dobra, nie marudź. Masz?
- Mam - odpowiedział Mike, sięgając jednocześnie do torby, która miał przewieszoną przez ramię.- Ale tylko dwa. Nie udało mi się skołować trzech.
- Niedobrze - zasępiłem się. - Będę musiał dołożyć kolejne obejścia mocy, żeby to zrównoważyć. Przynajmniej nieużywane?
- No wiesz? - oburzył się Mike - Ja nie dostarczam dziadostwa. Oba regulatory to nieśmigane nówki do Angelusa. Wystarczy, że podkręcisz im nieco obwody i będą idealne. Ty mi lepiej powiedz, co z moją forsą?
- Co ma być? Tak jak się umawialiśmy, dostajesz 15% tego, co wygram.
- A jak nie wygrasz? Dostarczyłem połowę części do tego rzęcha, o mało mnie przez to z roboty nie wypieprzyli. Kloc zaczyna się robić podejrzliwy. Chcę jakiegoś zabezpieczenia.
- Mike, Mike - poklepałem go poufale po ramieniu - Wygram, zobaczysz. To absolutnie pewne. Na sto procent. A wtedy będziemy bogaci. Rzucimy to gówno i zajmiemy się wyłącznie wyścigami. Potrzebuję jeszcze tylko jednego zwycięstwa, by podskoczyć w tabeli i znaleźć sponsora. A do tego niezbędny jest dobry samochód. Dobry samochód składa się z dobrych części. I to jest właśnie twoja rola. Jesteśmy drużyną, Mike. Nie wierzysz we mnie, to tak, jakbyś nie wierzył w siebie. Wierzysz w siebie, Mike?
- No... wierzę - niepewnie odpowiedział, podając mi torbę z regulatorami. - Ale pamiętasz, jak to się ostatnio skończyło? Omal rąk ci nie urwało.
No tak. Musiał mi to wypomnieć. Faktycznie, ostatni wyścig nie skończył się najlepiej. Przegrzałem silnik tak mocno, że eksplodował. Tylko pancernej osłonie między komorą silnikową a kabiną zawdzięczam życie. Połamało mi jedynie ręce. Cóż, nikt nie mówił, że wyścigi są bezpieczne. A zwłaszcza Podziemna Liga.
- To było dawno i nieprawda. Teraz będzie zupełnie inaczej.
Podniosłem jeden z regulatorów do oczu. - Zaczynamy nową erę, Mike...

Offline

 
  • Index
  •  » Nasze blogi.
  •  » Dieselpunk Stories - blog z opowiadaniami w klimacie dieselpunku

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
GotLink.plgrzejniki wrocław torby papierowe do cateringu noclegi w Kołobrzegu